„Walka
z samym sobą to najwyższa forma sztuki…” -
Deriglasoff „Maratoner”
Walczymy
ze sobą z różnych powodów. Jedni z wagą po to by lepiej wyglądać
i dodać sobie pewności siebie, inni z przyzwyczajeniami, które
bardziej szkodzą niż wnoszą coś dobrego, a jeszcze inni po to by
zmienić się i dzięki temu być lepszymi dla ludzi z którymi żyją
i tych których kochają. Każda forma takiej walki nie należy do
prostych. Każda ma masę przeszkód i wymaga wielu wyrzeczeń. O ile
walka z własnym ciałem jest dość szybka w efektach, tak z własną
głową już nie jest tak prosto. No bo jak tu przed samym sobą
przyznać, się że człowiek sobie nie radzi? Że nie widzi sensu?
Że nie ma powodu by wstać z łóżka? Bo nic nie cieszy, nie daje
satysfakcji? Im człowiek starszy tym gorzej. No bo jak? Przecież
wyjdzie na niedorajdę życiową, lesera i lenia, znajomi popatrzą z
pobłażaniem i powiedzą, „weź idź na imprezę i się pobaw”
lub lepiej: „chodź napijemy się czegoś to ci przejdzie”. Znane
nie?
Cały
sęk w tym, że nie przechodzi. Co więcej jest gorzej. Rano z kacem
lub bez, zależy od stopnia poprawiania sobie nastroju dnia
poprzedniego nadal nie ma się ochoty na wstawanie, a o podbijaniu
świata już w ogóle nie ma mowy. I tak sobie mija czas, ucieka
dzień za dniem, nic się nie zmienia oprócz oddalenia. I coraz
mniejszego angażowania się w życie. Z czasem nawet otwarcie powiek
robi się trudne bo będzie trzeba zmierzyć się z nastającym
dniem. I tu czasem trzeba się zebrać i coś zdecydować, przyznanie
się przed samym sobą jest najtrudniejsze. Ale to pierwszy i
najważniejszy krok. I zaraz mi tu powiecie, że przyznanie wywoła
falę. Kpin, złośliwości, połowa nam nie uwierzy. Bo jak to? Masz
dom, rodzinę, świetną pracę i co? „Nie żartuj pliss”,
„ludzie mają poważniejsze problemy, a Ty się nad sobą użalasz.”
Tego się chyba najbardziej boimy. Wyalienowania, wyśmiania, braku
zrozumienia. Ludzie są dosyć bezwzględni
w
dzisiejszych czasach. Wykorzystują chwile słabości innych do
własnych celów.
Fot: By Koty2
Pytanie
co dalej?? Moja jedyna rada, jeśli sobie nie pomożesz to nic się
nie zmieni. Czasem trzeba usiąść
i
się wygadać, popracować nad własnym mózgiem, zastosować się do
rad udzielanych przez psychologa czy coacha, zależnie od tego kogo
wybierzemy. I powiem Wam, że to zadziała, potem za miesiąc, rok
czy dwa nagle stwierdzicie, że to co wydawało się niemożliwe jest
teraz dosłownie błahostką, a wręcz sprawia Wam radość. A potem
odkryjecie że nagle żyje Wam się prościej, a cały świat zamiast
być złem koniecznym jest areną do odkrywania możliwości.
Żaden
sukces nie jest tylko kwestią szczęścia. Jest pasmem decyzji i
naszych działań.
I
najważniejszego konsekwencji. Jak to moi znajomi twierdzą zależny
do tego jak bardzo zaprę się kopytami przy realizacji zamierzonego
celu. Często powtarzamy „jemu/jej się udało”. Nie, to nie tak.
Nigdy nie dowiemy się ile ta osoba musiała włożyć w pracy by być
w danym miejscu i mieć to co ma. Czasem nie wystarcza się tylko
urodzić czy bywać w danym towarzystwie. Czasem jest to efekt
nieprzespanych nocy, pracy za małe stawki albo całkowicie za darmo,
życia w szaleńczym trybie i całej masy wyrzeczeń. Czy warto? To
zależy tylko od ciebie. Jeśli sprawia ci to radość to wstaniesz o
3 nad ranem i wyjdziesz z domu. Będziesz pracować 12-16h na dobę i
mimo chronicznego zmęczenia wrócisz z uśmiechem. Styl życia to
wybór. A tych dokonujesz Ty.
Nie
ma jednej recepty na szczęście i radość, nie ma jednej na dobry
dzień, uśmiech czy szczęście w związku, życie to walka, której
wynik zależy od nas samych. Dlatego każdy dzień należy traktować
jako szansę. I najważniejsze nie można bać się żyć.
Miłego
dnia
Kobieta Pozytywna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz