niedziela, 21 lutego 2016

Przez 10 minut….

Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że od dziecka jestem molem książkowym. Zakochałam się po uszy w bibliotece odkąd mama zaprowadziła mnie tam pierwszy raz. Najpierw moją największą miłością była Musierowicz, potem z czasem tęsknota za nowymi książkami poprowadziła przez labirynt skrajnie różnej literatury. Od fantastyki, gdzie pociągnął mnie Wiedźmin, po Sagę o ludziach lodu, potem przyszedł czas na prawo przyciągania i tu przedarłam się prze Murphego i Robbinsa, zahaczyłam również o Tracyego, ale potem znów z miłością wróciłam do lekkich i zabawnych powieści i tak wpadła mi w ręce Grochola oraz wiele innych ( niestety tytułów i autorów nie pamiętam).

 Kolejny etap mojej książkowej miłości to powieści zabarwione historią i tak wędrowałam po komnatach Marii Antoniny, Marii Jakobiny itd., przeżywając razem z bohaterkami. Ehh i nadal mi to zostało. Z braku czasu czytam w autobusach, tramwajach, w drodze do pracy, na siłownię, na plan, w parku i na kocyku. Zawsze mam w torbie książkę, takie moje uzależnienie. No i podczas mojej ostatniej wizyty w bibliotece wpadła mi w ręce książka niezwykła. Śmiałam się do mamy, że Chiara napisała ją dla mnie. 

 Tytuł wręcz banalny, książeczka niewielka bo tylko 189 stron. Serio, to taka książka na niedzielne popołudnie:)
A więc ….. (fanfary ) przedstawiam Wam „Przez 10 minut” Chiary Gamberale.

niedziela, 14 lutego 2016

Witajcie :)

Czas na kolejny wpis. Dziś mamy taki szczególny dzień. Walentynki. Zaraz mi się tu połowa oburzy, że to komercja, że kocha się codziennie, a nie tylko od święta. Owszem macie racje! Każdy kto kocha okazuje to każdego dnia. Miłość nie jest tylko słowem, a w głównej mierze czynem. Objawia się w kubku kawy, zwykłym „śpij, ja pójdę” czy pozornie zwykłym całusem w czoło przed wyjściem do pracy.

Dla wielu osób walentynki to dzień, który mają ochotę wykreślić z kalendarza i uciec przed współczującym spojrzeniem szczęśliwych koleżanek. Jednak czy rzeczywiście tak powinniśmy do tego podchodzić? Nie sądzę. To, że ktoś jest sam nie musi znaczyć, że jest samotny. To, że ktoś jest singlem nie znaczy, że jest nieszczęśliwy. Czasem to kwestia sytuacji, konsekwencja własnych decyzji lub wybrany styl życia.

Walentynki można też potraktować jako dzień miłości do samego siebie. Tak serio to kto ostatnio miał czas dla siebie? Kiedy spojrzałeś/aś w lustro i stwierdziłaś/eś, że jesteś z siebie dumny? Czasem warto się zastanowić czy to wszystko za czym gonimy i do czego dążymy da nam szczęście i spełnienie? Dziś jest dobry dzień po to by wziąć kubek kawy i pójść do parku lub centrum miasta, z ulubioną muzą w uszach lub książką w torebce. Pójść i cieszyć się słońcem, tak po prostu. Bo świat kochani jest pełny miłości. Czasem trzeba tylko coś zmienić. By zobaczyć, jak pięknie jest wokół.

I tego Wam dziś właśnie życzę
Miłości do Siebie


K.P


poniedziałek, 1 lutego 2016

Hej Kochani:)

I minął nam pierwszy, wspaniały miesiąc nowego roku. Co się u Was pozmieniało? Jak Wasze postanowienia? Udało się już coś zrealizować? Czy być może motywacji zabrakło???

Często tak jest, że zakładamy bardzo wygórowane postanowienia na nadchodzący rok. Z reguły bywają grubo na wyrost i realizacja ich bardziej nas przytłacza niż motywuje. Czujemy się w obowiązku spełnienia założonego planu. Na tej bazie budujemy swoją samoocenę. I jak nie wychodzi to się poddajemy a tym samym tracimy na poczuciu własnej wartości. A przecież to nie tędy droga. Postanowienia są dla Was, a nie dla ogółu. Jeśli założyliście utratę wagi to realizacja celu nie odbędzie się w miesiąc. Co więcej jest sporym wyzwaniem bo z tym nie tylko wiąże się całkowite zmienianie swojego stylu życia, ale również uświadomienie swoich znajomych. Niestety od tego bardzo dużo zależy. Bo tu jedna mała czekoladka, tam fryteczka i nasze postanowienie idzie w las. Znam to z autopsji. W końcu nie ma ludzi idealnych, a ja jestem tego doskonałym przykładem.

Póki co udaje mi się wytrwać w postanowionym celu, co w sumie wywołuje mój uśmiech każdego dnia. A jak teraz zobaczyłam pierwsze efekty to już w ogóle włączyła się motywacja na 100%. Jednak fajnie być w tym normalnym, tak żeby nasi znajomi nie uciekli na nasz widok. A wśród grupy nie utarło się stwierdzenie to ta co nie je:) Zawsze powtarzałam, że wszystko jest dla ludzi. Tylko z umiarem.

Zawsze uważałam, że walka z samą sobą jest najwyższą formą wyzwania. Zmiana siebie na tak zwana lepszą wersje wymaga nie tylko samozaparcia, ale też konsekwencji. A z tą drugą bywa różnie. Ale każdy wysiłek podjęty by poprawić swoje życie jest wart nawet najcięższej pracy. Ponieważ jeśli doprowadzimy do końca założony cel będziemy nie tylko szczęśliwsi, ale i życie wokół nas będzie lepsze.

Także trzymam za Was kciuki. I wierzę, że uda się Wam spełnić wasze cele:)

Miłego poniedziałku

Wasza Pozytywna.



środa, 20 stycznia 2016



Walka  z samym   sobą to najwyższa forma sztuki…” - Deriglasoff „Maratoner”



Walczymy ze sobą z różnych powodów. Jedni z wagą po to by lepiej wyglądać i dodać sobie pewności siebie, inni z przyzwyczajeniami, które bardziej szkodzą niż wnoszą coś dobrego, a jeszcze inni po to by zmienić się i dzięki temu być lepszymi dla ludzi z którymi żyją i tych których kochają. Każda forma takiej walki nie należy do prostych. Każda ma masę przeszkód i wymaga wielu wyrzeczeń. O ile walka z własnym ciałem jest dość szybka w efektach, tak z własną głową już nie jest tak prosto. No bo jak tu przed samym sobą przyznać, się że człowiek sobie nie radzi? Że nie widzi sensu? Że nie ma powodu by wstać z łóżka? Bo nic nie cieszy, nie daje satysfakcji? Im człowiek starszy tym gorzej. No bo jak? Przecież wyjdzie na niedorajdę życiową, lesera i lenia, znajomi popatrzą z pobłażaniem i powiedzą, „weź idź na imprezę i się pobaw” lub lepiej: „chodź napijemy się czegoś to ci przejdzie”. Znane nie?

 Cały sęk w tym, że nie przechodzi. Co więcej jest gorzej. Rano z kacem lub bez, zależy od stopnia poprawiania sobie nastroju dnia poprzedniego nadal nie ma się ochoty na wstawanie, a o podbijaniu świata już w ogóle nie ma mowy. I tak sobie mija czas, ucieka dzień za dniem, nic się nie zmienia oprócz oddalenia. I coraz mniejszego angażowania się w życie. Z czasem nawet otwarcie powiek robi się trudne bo będzie trzeba zmierzyć się z nastającym dniem. I tu czasem trzeba się zebrać i coś zdecydować, przyznanie się przed samym sobą jest najtrudniejsze. Ale to pierwszy i najważniejszy krok. I zaraz mi tu powiecie, że przyznanie wywoła falę. Kpin, złośliwości, połowa nam nie uwierzy. Bo jak to? Masz dom, rodzinę, świetną pracę i co? „Nie żartuj pliss”, „ludzie mają poważniejsze problemy, a Ty się nad sobą użalasz.” Tego się chyba najbardziej boimy. Wyalienowania, wyśmiania, braku zrozumienia. Ludzie są dosyć bezwzględni 

w dzisiejszych czasach. Wykorzystują chwile słabości innych do własnych celów.


Fot: By Koty2

Pytanie co dalej?? Moja jedyna rada, jeśli sobie nie pomożesz to nic się nie zmieni. Czasem trzeba usiąść
 i się wygadać, popracować nad własnym mózgiem, zastosować się do rad udzielanych przez psychologa czy coacha, zależnie od tego kogo wybierzemy. I powiem Wam, że to zadziała, potem za miesiąc, rok czy dwa nagle stwierdzicie, że to co wydawało się niemożliwe jest teraz dosłownie błahostką, a wręcz sprawia Wam radość. A potem odkryjecie że nagle żyje Wam się prościej, a cały świat zamiast być złem koniecznym jest areną do odkrywania możliwości.

środa, 6 stycznia 2016

Motywacja nowowroczna

 Czółko moi Kochani!

Z cyklu motywacji i postanowień noworocznych bo tyle się o tym teraz mówi. Też mam swoje, bo jak niektórzy wiedzą walczę z kilogramami. Jak w zeszłym roku postanowiłam tak udało się zrealizować tyle, że zgubiłam 10 kg, ale idę z tym dalej. Ponieważ w postanowieniach noworocznych należy się rozwijać więc moje schudnę zamieniło się w tegoroczne będę fit. No i tak sobie leci. Wbrew pozorom temat wydaje się prosty. 5 posiłków, regularne ćwiczenia itd. Co do tych drugich to nie trzeba mnie namawiać bo na siłownie biegam sobie już rok. Ale dieta.. ważenie, jedzenie o stałych porach określonych produktów. Powiem  Wam, że to dla mnie wyzwanie. Bo z moim chaosem i brakiem stałości to życie według wagi i zegarka to hmm... myślałam, że niewykonalne, ale muszę się pochwalić iż tak nie jest.  Daję radę, co więcej zaczyna mnie to cieszyć. A jak jest radość to i satysfakcja większa